Skip to main content
  • Prawda o wiatrakach

    StopWiatrakom.eu
    OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

  • Prawda o wiatrakach

    StopWiatrakom.eu
    OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

  • Prawda o wiatrakach

    StopWiatrakom.eu
    OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

Opublikowano: 12 styczeń 2020
Irlandia: rząd w ramach osiągania „neutralności klimatycznej” chce zakazać rejestracji nowych samochodów z silnikiem benzynowym lub Diesla po 2030 r.

W ramach realizacji „planu działania na rzecz klimatu”, aby zapobiec globalnej „klimatycznej apokalipsie”, lewicowy rząd irlandzki rozpoczął przygotowania do wprowadzenia do 2030 roku pełnego zakazu rejestracji samochodów z silnikiem benzynowym lud dieslowskim. Oznacza to, że za dziesięć lat Irlandczycy będą zmuszeni kupować wyłącznie samochody elektryczne. Takie działania są częścią ogólnego projektu „naprowadzania” społeczeństwa na właściwy styl życia, zgodny z wyobrażeniami klimatystów o „zrównoważonym rozwoju”. Mówiąc wprost w ramach postępu, nowoczesności i wdrażania zielonej dyktatury w Unii Europejskiej jeżdżenie samochodem z silnikiem spalinowym będzie zakazane.

Irlandzki rząd ma nadzieję, że w ten sposób w nieodległej przyszłości jedna trzecia pojazdów poruszających się po drogach „Zielonej Wyspy” będzie napędzana bateriami elektrycznymi. To znacza, że do 2030 r. w Irlandii ma być prawie milion samochodów elektrycznych i hybrydowych. [1]

tesla 1738969 1280

fot. Blomst z Pixabay

Jak powiedział irlandzki minister środowiska Richard Bruton: „Uważam, że ludzie muszą zdać sobie sprawę, że jeśli rozważają zakup [samochodu] w ciągu najbliższych kilku lat (…), że powinni w coraz większym stopniu traktować [samochód] elektryczny jako alternatywę. Może on być na początku droższy, ale koszty jego eksploatacji w całym okresie użytkowania zrekompensują znaczną część tego dodatkowego kosztu przy zakupie.” [2]

Kiedy w czerwcu 2019 r. po raz pierwszy ogłoszono projekt „Planu działań na rzecz klimatu i energii”, wówczas premier Irlandii - Leo Varadkar obrazowo powiedział, że rząd zamierza prowadzić „politykę kuksańców” (ang. „nudge policy”), obejmującej podwyżki podatków w celu motywowania obywateli do przyjęcia preferowanego przez rząd stylu życia.

„Nasze podejście polegać będzie na „popychaniu” ludzi i firm ku zmianie zachowań i przyjęciu nowych technologii, przy pomocy bodźców pozytywnych i negatywnych, regulacji prawnych i informowania. Zmienimy sposób, w jaki energia eletryczna jest wytwarzana i zużywana, jak ogrzewamy nasze domy i miejsca pracy; sposób, w jaki podróżujemy; rodzaj pojazdów, jakie kupujemy; a także sposób, w jaki wytwarzana jest żywność”. [2]

Plany irlandzkiego rządu obejmują: neutralność klimatyczną, przebudowę społeczeństwa i masowe ściąganie imigrantów. Same plany dotyczące wymuszania na irlandzkich kierowcach przechodzenia na pojazdy elektryczne są jednak tylko częścią znacznie szerszego programu totalnej przebudowy irlandzkiego społeczeństwa i całego kraju według „eurosocjalistycznego” wzorca. W pewnym sensie propozycje lewicowego rządu Irlandii, przedstawione w połowie zeszłego roku, stanowiły zapowiedź debat, jakie będą toczyć się w 2020 r. w instytucjach Unii Europejskiej nad polityką „neutralności klimatycznej”.

Według lokalnych irlandzkich mediów, minister transportu Shane Ross jest przeciwnikiem nie tylko samochodów z silnikiem benzynowym czy dieslowskim, ale i samochodów prywatnych w ogóle. Jak powiedział, aby uniknąć „apokalipsy klimatycznej”, rząd planuje zmuszenie ludzi do „porzucenia samochodów prywatnych, ponieważ są one największymi sprawcami emisji”. [1]

Z kolei premier Leo Varadkar zapowiedział, że rząd będzie forsował przesiedlanie się ludności do wielkich ośrodków miejskich. Ma to m.in. zmniejszyc koszty środowiskowe transportu. Zgodnie z jego wizją Irlandii ma to być kraj przede wszystkim miast „o dużej gęstości zaludnienia”, zamieszkałych przez ludzi, których style życia i zachowania uległy całkowitej zmianie pod wpływem rządowej polityki „kija i marchewki”.

Polityka „zarządzania ludnością” pozostaje więc w całkowitej opozycji do polityki energetycznej, gdzie rząd chce stworzyć system „generacji rozproszonej”, opartej przede wszystkim o farmy wiatrowe.

Rządowy dokument przedstawiający założenia „Planu działań na rzecz klimatu i energii” przewiduje ponad 180 działań w celu dekarbonizacji irlandzkiej gospodarki. Należą do nich działania mające uczynić posiadanie prywatnego samochodu odstraszająco drogim, przy czym rząd przewiduje, że w 2030 r. podatek od emisji węglowych wynosić będzie „co najmniej” 80 euro za tonę.

Jednocześnie — paradoksalnie — rząd uważa, że społeczeństwo irlandzkie wciąż jeszcze cierpi na „deficyt różnorodności” i zamierza doprowadzić do znacznego zwiększenia ludności kraju poprzez zachęcanie do masowej imigracji Irlandii spoza Europy. [3]

Elektromobilność także wymaga spalania paliw kopalnych

W tym kontekście pomysłów irlandzkiego rządu na elektromobilność trzeba przywołać niedawne słowa Bjørna Lomborga, znanego zwolennika racjonalnej polityki klimatycznej. Lomborg przypomniał, że: „samochody elektryczne, które oznakowane są jako „przyjazne” dla środowiska wymagają energii elektrycznej prawie zawsze wytwarzanej w wyniku spalania paliw kopalnych. Także produkcja energochłonnych baterii elektrycznych generuje znaczną emisję dwutlenku węgla”. [4]

Polityczna presja na korzystanie z samochodów elektrycznych wynika z całkowicie błędnego przekonania, że dzięki pojazdom napędzanym elektrycznością unikniemy emisji CO2 i dzięki temu będziemy mogli „uratować klimat”. Jak pisze Lomborg:

Według Międzynarodowej Agencji Energii (IEA) samochód elektryczny o zasięgu 400 kilometrów (249 mil) ma ogromny deficyt węgla, zanim trafi na drogę. Samochód taki zacznie oszczędzać emisje dopiero po przejechaniu 60.000 kilometrów. Jednak prawie wszędzie ludzie używają samochodu elektrycznego jako drugiego samochodu i jeżdżą nim na krótsze odległości niż równoważne pojazdy napędzane benzyną.

Pomimo dopłat do każdego samochodu rzędu około 10.000 dolarów amerykańskich samochody elektryczne napędzane akumulatorami stanowią mniej niż jedną trzecią 1% z jednego miliarda samochodów na świecie. Według szacunków Międzynarodowej Agencji Energii (IEA), przy założeniu dalszej ciągłej presji politycznej i subsydiów, samochody elektryczne mogłyby reprezentować 15% z dużo bardziej liczniejszej floty samochodów w 2040 r., ale IEA zauważa, że taki przyrost udziału [samochodów elektrycznych] zredukuje globalne emisje CO2 tylko o 1%.

Jak powiedział dyrektor wykonawczy IEA Fatih Birol: „Jeśli uważasz, że możesz uratować klimat za pomocą samochodów elektrycznych, to całkowicie się mylisz”. W 2018 r. samochody elektryczne zaoszczędziły 40 mln ton CO2 na całym świecie, co odpowiada obniżeniu temperatury na świecie o zaledwie 0,000018 °C - lub nieco ponad sto tysięcznych stopnia Celsjusza - do końca wieku.

Indywidualne działania na rzecz przeciwdziałania zmianom klimatu, nawet w grupie, dają tak niewiele, ponieważ to tania i niezawodna energia stanowi podstawę dobrobytu ludzkości. Paliwa kopalne zaspokajają obecnie 81% naszych globalnych potrzeb energetycznych. I nawet jeśli każda cel klimatyczny zawarta w Porozumieniu paryskim z 2015 r. zostanie osiągnięty do 2040 r., to nadal paliwa kopalne zaspokajać będą aż 74% globalnych potrzeb energetycznych.

Wydajemy już 129 mld dolarów rocznie na subsydiowanie energii słonecznej i wiatrowej, ale źródła te zaspokajają zaledwie 1,1% naszych globalnych potrzeb energetycznych.” [4]

Postępy elektromobilności w Polsce

Na naszym polskim podwórku także nie brakuje miłośników samochodów elektrycznych i zwolenników walki z klimatem przez wiatrakowanie Polski. Irlandzkie pomysły powinny być dla nas przestrogą do czego naprawdę zmierza „postępowy i nowoczesny” aż do bólu rząd. Walka z „katastrofą klimatyczną” jest tak naprawdę ledwie pretekstem do przeprowadzenia radykalnej rewolucji społecznej, ekonomicznej i kulturowej. To wszystko odbywa się oczywiście pod ładnymi hasłami walki o czyste powietrze, poprawę zdrowia czy ratowania klimatu. W praktyce sprowadza się to do podwyższania podatków, ograniczania wolności ludzi w kolejnych obszarach i pozbawiania ich własności pod byle pretekstem. Charakterystycznym przykładem są tutaj wypowiedzi ministra klimatu – Michała Kurtyki, który stał się specjalistą od smogu i elektromobilności.

„Minister klimatu w sobotnim wywiadzie dla portalu wPolityce.pl zaznaczył, że kwestie jakości powietrza jednoczą Polaków ponad podziałami. Dodał, że wszyscy – niezależnie od poglądów politycznych, oddychamy tym samym powietrzem i powinno nam zależeć na tym, by było ono czyste. W ocenie Kurtyki nie można również bagatelizować tego, że ok. 45 tys. Polaków każdego roku umiera przedwcześnie z powodu złej jakości powietrza, oraz tego, że na 50 miast najbardziej zanieczyszczonych w UE aż 36 to miasta polskie. „Mało tego, to często miejscowości uzdrowiskowe, które traktowalibyśmy jako docelowe miejsce wakacji” – powiedział.” [5]

Mamy nieodparte wrażenie, ze z tym smogiem to lekka przesada, gdyż zanieczyszczenie powietrza w Polsce wcale nie wygląda tak źle, jak piszą media. A sam problem wynika bardziej ze skoncentrowanego ruchu pojazdów w dużych miastach (tarcie opon o podłoże) powyżej 100 tys. mieszkańców i zabudowy korytarzy powietrznych w miastach niż z czegokolwiek innego. Warto spojrzeć na mapę stężenia dwutlenku azotu w Europie opublikowane przez Komisję Europejską, by zobaczyć, że problem smogu w Polsce ma charakter marginalny i jest wyolbrzymiany.

1117.1 Foto smogu

Stężenie dwutlenku azotu w powietrzu w Europie. fot. ESA / Copernicus / Sentinel-5P.

Źródło: https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2019-12-13/polska-najbardziej-skazona-w-europie-nowa-mapa-smogowa-ujawnia-ze-to-kompletna-bzdura/

Hasło „walki ze smogiem” jest jednak bardzo użyteczne dla rządu, gdyż umożliwia nieustające promowanie się politykom, tworzenie synekur przy podziale publicznych środków wzmacniając tym samym klientystyczny model polityki oraz finansowanie przy pomocy publicznych pieniędzy różnych dziwnych i drogich przedsięwzięć, typu zakup pojazdów elektrycznych. Dzięki temu zadowoleni są zarówno politycy, biurokraci, ale i producenci drogich zabawek na prąd. Jak mówi minister Kurtyka:

„Trzeba przewidywać, gdzie będzie świat za kilka lat. Trend jest taki, że w okolicach 2022-2023 r. transport elektryczny będzie z punktu widzenia całościowego kosztu tańszy dla użytkownika niż transport spalinowy”. [5]

Kilka czy kilkanaście autobusów elektrycznych niczego nie zmienia ani w miastach, ani w wielkości smogu. Przy 16 mln zarejestrowanych pojazdów w Polsce nawet 500 autobusów elektrycznych nie jest żadną zmianą.

„W ocenie ministra klimatu zmiany powinny być prowadzone krok po kroku zaczynając od transportu publicznego, a dopiero później zmieniać transport prywatny. „Stąd elektryfikacja autobusów, która postępuje w Polsce bardzo sprawnie – nie tylko z punktu widzenia zagospodarowania regulacyjnego po stronie państwa, lecz również na poziomie oddźwięku po stronie samorządów” – podkreślił Kurtyka. „Tworzymy największy w Europie przemysł autobusów elektrycznych i pokazujemy, że ta transformacja przyniesie nam lepszej jakości powietrze, a przy okazji nowe, lepsze miejsca pracy z wyższym poziomem wynagrodzeń”. [5]

Wiarę ministra Kurtyki w to, że pojazdy elektryczne zapewnią lepsze powietrze w miastach i powstanie dużo nowych miejsc pracy dzięki nowemu przemysłowi traktujemy, jako objaw jego głębokiej naiwności. Pojazdy elektryczne same w sobie nie stanowią żadnej nowości, gdyż znane są od końca XIX w. Pojazdy te nie zmniejszają emisji CO2. Opony w tych pojazdach ścierają się tak samo, jak i w pojazdach spalinowych. Pojazdy te zużywają energię, którą gdzieś trzeba wyprodukować i dostarczyć do punktu ładowania. A to kosztuje i to wcale nie mało.

Z pojazdami elektrycznymi jest jeszcze jeden zasadniczy kłopot, który nazywa się „utylizacja zużytych baterii”. Niestety, ale baterie te szybko się zużywają i corocznie tracą swoje właściwości magazynowe po kilkanaście procent. Z praktyki korzystania z tych pojazdów wynika, że już po 4-5 latach bateria nadaje się do wymiany i jest to koszt min. 50% wartości samochodu. Do tego dochodzi też konieczność utylizacji baterii, które zawierają dziesiątki kilogramów metali ciężkich i substancji szkodliwych dla środowiska. W efekcie sama ich utylizacja stanowi osobny problem i koszt, którego nikt na razie nie zauważa. Tymczasem samochodem z silnikiem spalinowym można spokojnie jeździć minimum 20 lat. A przy dbaniu o auto, to jeszcze więcej.  

Tłumaczenie, opracowanie i komentarz

Redakcja stopwiatrakom.eu

Przypisy:

[1] O szalonych planach irlandzkiego rządu względem transportu informowaliśmy już w czerwcu 2019 r. http://stopwiatrakom.eu/wiadomo%C5%9Bci-zagraniczne/2751-po-dewastacji-energetyki-unijna-polityka-klimatyczna-zmierza-do-zniszczenia-kolejnych-sektor%C3%B3w-gospodarki-na-celowniku-m-in-transport-i-motoryzacja.html – publ. z dn. 26.06.2019 r.

[2] Kurt Zindulka, „New Law to Ban Petrol and Diesel Cars in Ireland to Avoid ‘Climate Apocalypse”, Breitbart — https://www.breitbart.com/europe/2020/01/02/new-law-to-ban-petrol-and-diesel-cars-in-ireland-to-avoid-climate-apocalypse/ - publ. w dn. 02.01.2020 r.

[3] Virginia Hale, „Climate Emergency’: Ireland Set to Ban Private Cars While Planning Mass Third World Migration”, Breitbart, https://www.breitbart.com/europe/2019/06/20/ireland-ban-cars-climate-mass-migration/ - publ. 20.06.2019 r.

[4] https://www.marketwatch.com/amp/story/guid/90B2547C-25CB-11EA-8ACF-1E53DFC48893?__twitter_impression=true – publ. 28.12.2019 r.

[5] https://biznesalert.pl/kurtyka-polityka-klimatyczna-czyste-powietrze-elektromobilnosc-energetyka-klimat/ - publ. 30.12.2019 r.