Opublikowano: 26 sierpień 2018
Niemiecko – rosyjski sojusz energetyczny potwierdzony i umocniony

Niedawna wizyta rosyjskiego prezydenta Władimira Putina w Berlinie i jego długa rozmowa w cztery oczy z kanclerz Angelą Merkel wzbudziły powszechny niepokój nawet wśród mediów głównego nurtu. Obie strony porzuciły już skrupuły i jawnie ze sobą współpracują w kluczowych dla siebie sprawach, m.in. w sprawie budowy bałtyckiego gazociągu Nord Stream 2. Niemcy, w sytuacji, kiedy przychodzi im wybierać pomiędzy własnymi interesami politycznymi i gospodarczymi a „solidarnością europejską” czy jak sami mówią „wartościami europejskimi”, zawsze wybierają ochronę własnych interesów, te drugie mając w głębokim poważaniu.

Od dłuższego czasu piszemy o tradycyjnym sojuszu politycznym na linii Berlin – Moskwa, który definiuje wzajemne relacje tych państw już od kilkuset lat i który przekłada się m.in. na wspólnie realizowane projekty gospodarcze. Takim wspólnym przedsięwzięciem jest m.in. gazociąg Nord Stream, którego znaczenie wykracza daleko poza wymiar czysto biznesowy. Warto sięgnąć do naszych wcześniejszych tekstów [1], bo opisujemy w nich wzajemne zależności pomiędzy rozwojem OZE w Europie, a wzrostem importu gazu z Rosji i zmniejszaniem znaczenia węgla w gospodarkach Unii Europejskiej. To wszystko nie dzieje się bez przyczyny, a klucz do zrozumienia całej sytuacji znajduje się w Moskwie i Berlinie, a nie w Brukseli. Właśnie w tej kolejności.

Wizyta prezydenta Rosji w Niemczech, która miała miejsce w dniu 18 sierpnia br., była o tyle zaskakująca, że nastąpiła ona bezpośrednio po rozmowach Trump-Putin w Helsinkach oraz w warunkach gospodarczej izolacji (?) Rosji przez Unię Europejską. Rosja objęta jest sankcjami politycznymi i gospodarczymi za aneksję Krymu oraz za rozpętanie wojny na wschodzie Ukrainy, co w żaden sposób nie przeszkadza jednak rozmawiać z kanclerz Merkel z Putinem o interesach i je prowadzić. My o sankcjach, oni o zyskach. Jak to się ma do „solidarności europejskiej” i „praworządności”, które to słowa z ust niemieckich polityków nie schodzą nigdy, warto przy okazji zapytać kanclerz Merkel. Odpowie zapewne wtedy, że sytuacja wymagała ochrony „najważniejszych niemieckich interesów” lub coś w tym rodzaju. [2]

Budowa gazociągu Nord Stream 2 była z pewnością jednym z kluczowych punktów podczas tych rozmów, gdyż obie strony, jak mantrę powtarzają, że projekt ten ma charakter „czysto biznesowy”. Z pewnością mają rację mówiąc to, gdyż obie strony zarobią na tym krocie. Niemcy będą mieli zapewniony najtańszy gaz w Europie i hub gazowy dla reszty państw europejskich. Rosjanie będą zaś mieli zbyt własnego gazu na najbliższe kilkanaście lat. Tak zupełnie przy okazji zakończony zostanie tranzyt gazu gazociągiem przez Polskę i Ukrainę, co umożliwi narzucenie obu tym krajom ekstra wysokiej ceny gazu. Geostrategiczne znaczenie gazociągów Nord Stream 1 i 2 jest więc niebagatelne i powinno być traktowane z należytą uwagą przez wszystkie państwa Europy Środkowej i Wschodniej. Tyle wiemy na dziś z oficjalnych doniesień prasowych. [3]

angela merkel 1123308 1280

fot. Pixabay

Polityka klimatyczno-energetyczna Unii Europejskiej nosi znamiona wojny hybrydowej

Analizując całą sytuację nie można nie zauważyć, że Niemcy wraz z Rosją prowadzą wobec całej Europy Środkowej i Wschodniej działania zagrażające ich bezpieczeństwu energetycznemu. Dostawy energii elektrycznej, ropy naftowej i gazu mają bowiem strategiczny i warunki takich dostaw, z uwagi na ich skalę i długoterminowy charakter, wpływają na stan gospodarki każdego kraju. Do tego należy jeszcze dodać, że dostęp do tanich nośników energii jest tym o co zabiegają wszystkie rządy. A przynajmniej powinny zabiegać, gdyż determinuje to rozwój gospodarczy. Na czym polega zagrożenie wspólną niemiecko-rosyjską polityką energetyczną? Na monopolizacji kierunków zaopatrzenia w surowce energetyczne i narzucaniu innym krajom konkretnych technologii energetycznych, z których mogą korzystać.

Z tego punktu widzenia prowadzona przez Unię Europejską polityka klimatyczno-energetyczna wymusza przejście na drogie i nieefektywne technologie nazywane „ekologicznymi”, a których głównym dysponentem są Niemcy. W ten sposób zapewnia się swoim producentom (wiatraki) rynki zbytu na długie lata, kosztem energetyki węglowej, która dominuje w Polsce i innych krajach naszego regionu. [4] Przymusowe wdrażanie technologii OZE pośrednio wymusza też budowę elektrowni gazowych, które pełnią w systemie OZE funkcję rezerwową, uzupełniającą zapotrzebowanie w energię na wypadek braku dostaw ze źródeł OZE. Inne technologie energetyczne stają się nieopłacalne. Dotyczy to tak energetyki węglowej, jak i energetyki jądrowej. W ten sposób biednym krajom odmawia się dostępu do taniej energetyki, co jak najbardziej jest oficjalną linią polityki Unii Europejskiej, Banku Światowego czy ONZ.  

Aby wymusić działania w zakresie „transformacji energetycznej” od wielu lat prowadzona jest wojna z węglem pod hasłem „zmniejszania emisji dwutlenku węgla, który szkodzi klimatowi”. Temu służy system limitowania emisji CO2 wprowadzony przez Unię Europejską oraz dalsze zaostrzanie tzw. „celów klimatycznych” wynikające m.in. z Porozumienia paryskiego z 2015 r. Widocznym kosztem takiej polityki jest wzrost uprawnień do emisji CO2 w 2018 r., który zaczyna zagrażać już stabilności finansowej naszych elektrowni. Wprost o tym mówi Filip Grzegorczyk, prezes Tauron SA, jednego z polskich koncernów energetycznych.

„Mamy do czynienia z sytuacją niestandardową. To się nigdy nie zdarzyło, żeby cena emisji CO2 w ciągu roku wzrosła o 300 proc. I nie wykluczałbym scenariusza, że do końca roku cena ta sięgnie 25 euro" - powiedział PAP Grzegorczyk.

Pod koniec 2017 r. ceny uprawnień do emisji CO2 w systemie ETS były na poziomie 6 euro za tonę, a w sierpniu 2018 r. osiągnęły poziom 20 euro. Tauron szacuje, że w II półroczu 2018 r. z tytułu emisji może ponieść dwa razy większe koszty niż w pierwszej połowie roku.”
[5]

Wzrost cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla wymusi w końcu podwyżki cen energii, inaczej koncerny energetyczne przestaną zarabiać na siebie, a w końcu dotknie też i przemysł i konsumentów energii. 

„Zaznaczył, że ten trend, niezależny od polskich podmiotów, jest trendem niebezpiecznym dla całego państwa, bo wzrost cen emisji CO2 będzie oddziaływał na cenę energii, a potem dotknie całej gospodarki, wpłynie na inwestycje czy delokalizację niektórych instalacji przemysłowych. „Mówiąc wprost, jest to wpędzanie polskich obywateli w ubóstwo energetyczne. Przez politykę wobec CO2 energia może stać się dobrem luksusowym" - powiedział Grzegorczyk. [5]

logo stop wiatrakom mini[Nasz komentarz] Od lat powtarzamy, że budowa instalacji OZE, głównie wiatraków, destabilizuje polski system elektroenergetyczny, obniża wartość polskich elektrowni oraz utrudnia rozwój gospodarczy Polski poprzez wzrost cen energii. Dlatego uważamy, że polityka klimatyczno-energetyczna Unii Europejskiej prowadzona pod dyktando Berlina, wprost zagraża polskim interesom gospodarczym i powinna być traktowana w kategoriach wojny hybrydowej, tj. połączenia walki o interesy ekonomiczne w obszarze energetyki (narzucanie wymogu korzystania wyłącznie ze źródeł OZE) z jednocześnie prowadzoną wojną informacyjną w postaci szerzenia ideologii „zrównoważonego rozwoju” oraz pseudonaukowej teorii o globalnym ociepleniu wywołanym przez człowieka. Uzupełnieniem tej wojny jest front gazowy, czyli budowa gazociągu Nord Stream po dnie Bałtyku oraz próba zablokowania budowy alternatywnych gazociągów do Europy Środkowej i Wschodniej (Baltic Pipe) czy też budowy terminali gazu LNG.

Na tym tle widać, że prezydent Putin i kanclerz Merkel mają o czym ze sobą rozmawiać. Wiadomo też, że wejście amerykańskiego gazu na rynek europejski zagraża temu sojuszowi i obaj sojusznicy będą podejmowali działania mające na celu zablokowanie takich dostaw. Wydostanie się z tych rosyjsko-niemieckich kleszczy będzie wymagało nie lada wysiłku od polskiego rządu. Warunkiem wstępnym naszego ratunku jest jednak zrozumienie zagrożenia jakie stwarza polityka klimatyczno-energetyczna Unii i niedopuszczenie do jej realizacji na terenie Polski. Dlatego nazywamy ją wojną hybrydową, gdyż realizuje ona cele militarne tylko innymi metodami niż wojskowe. Z tego punktu widzenia, powrót do wiatrakowania i „kompromis” z Komisją Europejską w zakresie dalszej rozbudowy OZE w Polsce można ocenić tylko, jako gospodarczy samobój, skutkujący wzrostem cen energii, utratą konkurencyjności naszej gospodarki, utratą kontroli nad energetyką przez rząd oraz ucieczką ciężkiego przemysłu z Polski.

Destabilizacja sytuacji politycznej w Polsce, prowadzona przez opozycję w ramach „walki o praworządność” nie sprzyja spokojnej refleksji (sine ira et studio). Wierzymy jednak, że mimo wymuszonej uległości w sprawie „zielonej” energetyki, obecny rząd będzie jednak w stanie wyrwać się z pułapki zastawionej przez naszych sąsiadów i znajdzie sposób, by zakończyć tę hybrydową wojnę o węgiel i gaz z korzyścią dla Polski. Jeśli jednak rząd Morawieckiego będzie prowadził identyczną politykę w zakresie dostaw energii, jak rządy PO-PSL, to skończy w taki sam sposób.

Kto popiera wiatraki, ten przegrywa wybory

Redakcja stopwiatrakom.eu

Przypisy:

[1] http://stopwiatrakom.eu/aktualnosci/2442-niemcy-transformacja-energetyczna-to-studnia-bez-dna,-czyli-o-nadmiarze-ambicji-w-stosunku-do-mo%C5%BCliwo%C5%9Bci.html lub inne teksty, które można odnaleźć w naszej przeglądarce wpisując hasło „nord stream”

[2] https://www.dw.com/pl/putin-nord-stream-2-to-tylko-projekt-gospodarczy/a-45132733

[3] https://www.breitbart.com/news/putin-merkel-meet-for-talks-on-pipeline-other-hot-topics/

[4] http://niewygodne.info.pl/artykul9/04519-Niemcy-moga-zablokowac-cala-gospodarke.htm

[5] https://www.cire.pl/item,167757,1,0,0,0,0,0,grzegorczyk-koszt-emisji-co2-utrudnia-transformacje-energetyczna.html