Opublikowano: 11 wrzesień 2017
Niemcy: triumf socjalizmu w energetyce

W niemieckiej energetyce zwycięża gospodarka nakazowo-rozdzielcza, przypominająca realia NRD – uważa niemiecki publicysta.

Publicystyka polityczna szybko się dezaktualizuje. Publikujemy tłumaczenie tekstu, który ukazał się na wiosnę 2015 r. Artykuł komentuje ówczesne koncepcje Sigmara Gabriela, ministra gospodarki i energetyki Niemiec w latach 2013-2017. Obecnie Gabriel jest już ministrem spraw zagranicznych w rządzie kanclerz Merkel.

W 2015 r. minister Gabriel proponował de facto eliminację sektora węglowego w niemieckiej energetyce. Dzisiaj, jak ostatnio pisaliśmy, w Niemczech zdaje się dominować realistyczne spojrzenie na rolę węgla. Kolejni politycy zapewniają, że Niemcy węgla nie pozbędą się jeszcze przez parę dekad. Jednak nadal rozbudowuje się OZE, a kanclerz Merkel widzi swój kraj w roli światowego obrońcy antywęglowego Porozumienia Paryskiego. Tymczasem poziom emisji nieszczęsnego dwutlenku węgla nie spada w Niemczech  od ok. 2009 roku, kiedy wyczerpał się efekt zamykania „brudnego” przemysłu na terenie byłego NRD.

 

capitalism 155799 1280

Rys. Pixabay/ CC0 Domena publiczna

Przetłumaczony przez nas artykuł, którego autorem jest Wolfram Weimer, który w przeszłości był redaktorem naczelnym Die Welt, Berliner Morgenpost, a także magazynów Cicero i Focus [1], zadaje kluczowe pytanie, na ile nowa energetyka niemiecka, realizowana w ramach programu tzw. Energiewende, stanowi odrodzenie ducha socjalizmu biurokratycznego, znanego Niemcom z doświadczeń NRD. Taktyczne lawirowanie czy ustępstwa na rzecz realizmu, w tym zwiększenie roli konkurencji rynkowej (system aukcji), nie zmieniają fundamentalnych mechanizmów funkcjonowania sektora OZE i całej energetyki w Niemczech. Pozwala to też ujrzeć w nowym świetle całą politykę klimatyczno-energetyczną Unii Europejskiej, w której koncepcje niemieckie odgrywają rolę wiodącą.

SZALEŃSTWO NIEMIECKIEGO SOCJALIZMU ENERGETYCZNEGO [2]  

Niemiecka rewolucja w energetyce staje się coraz bardziej absurdalna. Po atomie i gazie, mamy teraz wycofać się z energetyki węglowej. Szaleństwo osiągnęło nowy wymiar.

Trzydzieści lat temu z pewnością dostałby tytuł Budowniczego Socjalizmu lub Przodownika Pracy Socjalistycznej – tyle że w NRD. Sigmar Gabriel robi co może, by odbudować w Niemczech kompleksowy system gospodarki centralnie planowanej – przechodzenie na zieloną energię otwiera szeroko bramy przed socjalizmem energetycznym.

Najnowsza rewelacja Gabriela: niemiecka branża węglowa ma być objęta krajowymi regulacjami dotyczącymi zmian klimatycznych i podlegać biurokratycznemu planowaniu w zakresie emisji ton CO2, a także specjalnym arbitralnie określanym opłatom. Niemiecka gospodarka, węglowe kraje związkowe – Północna Nadrenia Westfalia i Brandenburgia, jak i związki, są oburzone. Szef centrali związkowej Verdi [3] Frank Bsirske widzi zagrożenie nawet dla 100 tysięcy miejsc pracy i wzywa do masowych demonstracji. Dyrektor naczelny nieszczęsnego koncernu energetycznego RWE CEO, Peter Terium, zdesperowany ostrzega: „Ta opłata oznaczałaby natychmiastowe zamknięcie znacznej części kopalń węgla brunatnego i elektrowni węglowych”. Z kolei Armin Laschet z CDU przestrzega, że wprowadzając „ten specjalny podatek od węgla minister gospodarki eliminuje z niemieckiego rynku energii elektrycznej ostatnie niesubsydiowane, ekonomicznie opłacalne i nieuzależnione od importu źródło energii”.

W istocie ten nowy plan dotyczący węgla jest to tylko kolejny element wielkiego socjalistycznego planu generalnego, który Sigmar Gabriel realizuje w całych Niemczech. Już obecnie cała „zielona republika radziecka” ustala ceny energii zgodnie z założonym z góry planem, towarzysze z branży fotowoltaicznej i wiatrowej wytwarzają dowolne ilości energii, ludność płaci obowiązkowe daniny, prawo popytu i podaży uległo zawieszeniu, a polityka partyjna wyznacza planowe zadania. W tym eko-socjaliźmie każdy, kto produkuje energię elektryczną ze źródeł odnawialnych, otrzymuje zapłatę ustaloną na szczeblu krajowym według „taryfy gwarantowanej” – po niemiecku „Energie-Einspeisevergütung” [4] (już sama ta nazwa wydaje się pochodzić z Berlina Wschodniego), zgodnie z wytycznymi planu. Ma to tyle wspólnego z cenami wolnorynkowymi na energię elektryczną, co szef Stasi Erich Mielke miał wspólnego ze swobodą podróżowania – czyli nic.

To, co zapoczątkowano – z dobrymi intencjami – jako rewolucję na rzecz ekologicznej energii, przekształciło się teraz w jedno ogromne enerdowskie przedsiębiorstwo państwowe. W systemie energetycznym ministra Gabriela ilość wytwarzanej energii elektrycznej nie zależy już od zapotrzebowania na nią – jak zwykle bywa w gospodarce rynkowej. To nie popyt określa podaż, lecz miliardy dotacji. Produkuje się tylko to, na co pozwala, wielkim kosztem, energetyka słoneczna i wiatrowa, a nie to, czego potrzebuje społeczeństwo i gospodarka, to znaczy tanią energię. W krajowym systemie energetycznym Gabriela istnieje rozróżnienie między energią „dobrą” (ekologiczną) a „złą” (tradycyjną). W konsekwencji wyłącza się nawet rentowne i niskoemisyjne elektrownie gazowe – jak to właśnie przydarzyło się najbardziej nowoczesnej w Europie elektrowni gazowej w Irsching. Zamiast tego do sieci przyłącza się nowe, zasilane dotacjami inwestycje [OZE], pomimo braku niezbędnej zdolności przesyłowej i braku koniecznych technologii magazynowania energii. Z powodu tych elektrowni OZE, które produkują energię w sposób nieciągły, konieczne jest utrzymywanie w ruchu elektrowni węglowych zapewniających moc rezerwową. W tym trybie elektrownie węglowe emitują dużo więcej CO2, co podlega teraz dodatkowemu opodatkowaniu. Wszystko to przypomina samonapędzające się procesy w gospodarce socjalistycznej – obecnej rewolucji energetycznej nie można zatrzymać.

Degradacja środowiska

Gwarantowane eko-ceny już prowadzą do kształtowania się różnego rodzaju klasycznych cech gospodarki planowej, z których wszystkie znane są nam z historii gospodarczej bloku sowieckiego. Na przykład, do nadwyżki nierentownej zdolności produkcyjnej. W stosunkowo słabo nasłonecznionych Niemczech zainstalowano już 1,4 miliona paneli fotowoltaicznych.

Żaden inny kraj na świecie nie zbudował takiej wielkiej i całkowicie nierentownej infrastruktury energetycznej. Nasze 25,000 turbin wiatrowych i tysiące wytwórni biogazu czynią z Niemiec światowego lidera. Tak jak w przypadku planów pięcioletnich w socjalistycznej NRD, centralne ministerstwa wyznaczają limity, cele i zadania do realizacji.

Nowa eko-gospodarka planowa pożera subsydia idące w miliardy – nie mniej niż 22 miliardy euro na wypłaty w systemie taryfy gwarantowanej – a mimo to energia elektryczna z OZE, nawet po ponad dziesięciu latach ciągłych dotacji, pozostaje droższa od energii wytwarzanej z węgla, ropy, atomu czy gazu. Jednak zamiast skończyć z socjalizmem dotacji, pasożytnicza gromada specjalistów od składania wniosków o dofinansowanie, inwestorów, producentów urządzeń i dystrybutorów subsydiów pcha to całe przedsięwzięcie dalej naprzód.

Zbudowali oni kompleks ekologiczno-przemysłowy, który potrafi świetnie lobbować w Berlinie, ale który także niszczy kraj przy pomocy wiatraków i oskubuje go ze wspólnych funduszy, jako że Kreditanstalt für Wiederaufbau („bank kredytowy dla odbudowy”) udziela zielonemu lobby kredytów na preferencyjnych warunkach, dzięki czemu gospodarka planowa ma mocne podstawy finansowe.

Ten pomylony system jest tak kosztowny, że tylko bardzo bogaty kraj jak Niemcy może sobie pozwolić na podobny eksperyment w wielkiej skali. Socjalizm dotacji przepuścił już około 100 miliardów euro. Obecnie opłata z tytułu energii odnawialnej kosztuje 56 milionów euro dziennie. W miarę rozkwitu eko-socjalizmu dostawcy energii elektrycznej przekształcili się w państwowe kombinaty podległe urzędowi Bundesnetzagentur [federalnej agencji ds. sieci]. Stało się tak, ponieważ urząd ten określa ceny, jakie można pobierać za przesył energii, zatwierdza subsydia i akceptowalny poziom zwrotu z inwestycji. Wobec tego, że Niemcy zajmują drugie miejsce w Europie, jeśli idzie o ceny energii elektrycznej dla przemysłu, energochłonne przedsiębiorstwa stopniowo opuszczają socjalizm energetyczny Gabriela.

Fakt, że kolosalne konstrukcje turbin wiatrowych i instalacji energetyki solarnej powodują także dramatyczną degradację krajobrazu, dodaje bolesnej ironii do tej ekologicznej historii. Podróż przez Niemcy ministra Gabriela przypomina teraz jazdę „zielonym tunelem horrorów”, przejazd kolejką w lunaparku rozległych terenów zniszczonej przyrody, na subsydiowanym cmentarzysku wypełnionym wiatrakami i panelami.

Oto dlaczego – zamiast wyganiać także węgiel z rynku – trzeba dokonać fundamentalnej reformy zielonej gospodarki nakazowo-rozdzielczej. System ten uruchomił największy skok na subsydia publiczne w najnowszej historii i zniszczył środowisko naturalne, stanowi obciążenie dla gospodarki i zmusza wszystkich konsumentów, by ponosili koszty rosnących cen elektryczności. Na najgorsze przejawy zakłócenia rynku odpowiada się wprowadzając coraz to więcej przepisów. W ten sposób jedna interwencja rządowa uzasadnia kolejną. W Niemczech „realnie istniejący socjalizm” przeszedł do historii, dzięki Bogu, w 1989 r.  Jednak „istniejący na bazie energetyki” socjalizm ministra Gabriela rośnie w siłę.      

Opracował: Jacek Malski

Sadźmy lasy, rozbierajmy wiatraki

Redakcja stopwiatrakom.eu

Przypisy:

[1]  https://de.wikipedia.org/wiki/Wolfram_Weimer

[2] Wolfram Weimer, „Wie Gabriel die Planwirtschaft voranbringt”, Wirtschafts Woche, 24.04.2015 - http://www.wiwo.de/whats-right-wie-gabriel-die-planwirtschaft-voranbringt/11686268.html . Korzystaliśmy z tłumaczenia angielskiego, które ukazało się na portalu Global Warming Policy Foundation -  https://www.thegwpf.com/the-madness-of-germanys-energy-socialism/

[3] Niemiecki Zjednoczony Związek Zawodowy dla Sektora Usług

[4] Jak pisaliśmy, po znowelizowaniu ustawy o OZE w połowie zeszłego roku obecnie wprowadzany jest system uwzględniający mechanizmy rynkowe (system aukcji).

stopwiatrakom stopka 1